Postscriputm jeszcze do turnieju kobiet.
Rewelacją olimpiady byłą oczywiście
Korea. Prezentowała na najwyższym poziomie typowe cechy azjatyckiej szkoły siatkówki, wzbogacone o inteligencję taktyczną i prawdziwy
team spirit. Niespodziewane zwycięstwa nad Włochami, Brazylią i Serbią, wyrównana, przynajmniej dużymi fragmentami, walka z USA - i... czwarte miejsce, na które chyba nikt przed turniejem nie stawiał.
Nie sądzę jednak, że Korea zawojuje teraz świat kobiecej siatkówki. Zaważą, mimo wszystko, tak bardzo ważne we współczesnej siatkówce, ich gorsze warunki fizyczne; poza tym, Koreanki są jednak zbyt uzależnione od Kim Yeon-Koung...
USA były przed turniejem zdecydowanym faworytem - strzegłbym się jednak przed nazwaniem ich występu rozczarowaniem.
Amerykanki grały świetnie, przegrały jeden tylko mecz - tyle że ten najważniejszy. Jak było w finale, wszyscy wiemy - ale ja mam wrazenie, że
Amerykanki rozsypują się psychicznie w najważniejszych momentach.
Półfinał mundialu 2010 - Amerykanki przegrywają wyraźnie 1:3 z Rosją. Co gorsza, na dokładkę ulegają także - dość niespodziewanie - 2:3 Japonkom... Wracają bez medalu.
Puchar Świata 2011 - USA mogą wygrać, ale w decydującym meczu nie potrafią pokonać słabszej Japonii. Przegrywają 0:3.
Olimpiada 2012 - Brazylia zaczyna grać swoją siatkówkę w drugim secie, ale: co się stało wówczas z USA?
Amerykankom szło świetnie natomiast w turniejach drugiej rangi (WGP), gdzie jednak ani stawka, ani presja, wielkie nie są...
Natomiast cały turniej - bardzo dobry, na wysokim poziomie.